W ostatni weekend pojechaliśmy na plener. Jakżeby inaczej.
Zorganizowali go fantastycznie nasi Grupowi Przyjaciele z Płocka: Beata i Tomek :) , w okolicach Suwałk, tuż nad Jeziorem Wigry.
Nie będę pisać co robiliśmy poza jedzeniem :D Pogoda była w kratkę, więc moja uwaga była skupiona głównie na łasowaniu :D Obiady graniczyły z rozpustą (później napiszę jak robi się soczewiaki), a wieczory upływały na oglądaniu zdjęć z dawniejszych plenerów i nieprzyzwoitym obżeraniu się specjałami przygotowanymi przez naszą gospodynię - Panią Małgosię. Pochłanialiśmy kartacze, babki ziemniaczane, pachnący pyszny smalec, pieczony boczuś i oczywiście tytułowy kindżuk.
Kawał takiego najprawdziwszego kindżuka (ludzieeeeee - ale to jest doooooooobre) przywiózł Wolf, mieszkający pod Suwałkami. (Wolf jest Foto - Przyrodnikiem w każdym calu: zawodowo i z miłości. :)) Rozjaśnił też większości z nas, co to ten legendarny kindżuk i jak go przygotowywano.
Poniżej zebrane i przysłane przez Wolfa informacje i zdjęcia specjału (swoją drogą, to dzielny jest - gdybym ja miała robić te zdjęcia, mięso znalazłoby sie w poważnym niebezpieczeństwie i mogłoby nie dotrwać do końca sesji :DDDDD)
„Zrobiłem wywiad środowiskowy wśród tubylców, a nawet i tambylców. Co do nazwy - są stosowane zamiennie, w zależności od lokalizacji. Może być Kindżuk i Kińdziuk. Zapis to pewnie i tak jakaś transkrypcja z języka obcego, zapewne litewskiego, a i w brzmieniu słowo wydaje się być raczej również i nie litewskiego pochodzenia, być może przywędrowało z jakimiś inszymi ludami? Możliwe ze z Tatarami, bo trochę się tu i po okolicy, wieki temu, szwendali ;-).
A co do przepisu - mam informacje z 2 wiarygodnych zródeł.
Najpierw uwaga wstępna. Pono jakiś spec od kuchni z telewizornego programu twierdził, że kindżuki robi się z wołowiny, a ze świniny to profanacja. Koleżanka z pracy, której babcia kindżuki robiła, mówi że jak żyje, nie pamięta żadnego kindżuka z wołowiny, bo od dawien dawna w regionie jadało się świnie, a nie krowy - krowy były mlekodajne żywicielki i raczej nie traktowano ich jako źródła mięsa. Może prędzej z cielęciny, ale to raczej rzadkość.
Uwaga druga - przyrównywanie kindżuka do salcesonu jest obrazą Majestatu Kindżuka, i każdy kto tak go porówna, powinien zostać wychłostany! Salceson robiło się z odpadków, a do wyrobu kindziuka zawsze używało się najlepszego mięsa!!!
I teraz przepis - do wymytego świńskiego żołądka upychało się grubo posiekane kawałki mięsa, chudego i tłustego, kawałki słoniny. Należało to bardzo ściśle ubić w środku, zasypując dużą ilością aromatycznych ziół i mocno soląc. Po zapakowaniu całości kindżuki poddawano specyficznej obróbce: ni to suszenia, ni to wędzenia w zimnym dymie. W zależności od lokalnych tradycji kindżuki były wieszane pod powalą, w miejscach gdzie gromadził sie dym, lub też z boku szybu kominowego było zrobione coś w rodzaju szafki, polaczonej z kominem tak żeby dostawało się tam ciepło i trochę dymu. Proces byl długotrwały, wędzenie mogło trwać kilka dni. Jeśli źle była dobrana temperatura i ilość dymu zdażało się, że w kindżukach pojawiały się larwy much... Dlatego też ten fragment wytwarzania kindżuka wymagał doświadczenia w dobraniu odpowiednich warunków termiczno-dymowych. W podobny sposób wędzono tutaj też sery, często razem z kindżukami.”
Wolf-5
Wolfie - WIELKIE DZIĘKI :)Zorganizowali go fantastycznie nasi Grupowi Przyjaciele z Płocka: Beata i Tomek :) , w okolicach Suwałk, tuż nad Jeziorem Wigry.
Nie będę pisać co robiliśmy poza jedzeniem :D Pogoda była w kratkę, więc moja uwaga była skupiona głównie na łasowaniu :D Obiady graniczyły z rozpustą (później napiszę jak robi się soczewiaki), a wieczory upływały na oglądaniu zdjęć z dawniejszych plenerów i nieprzyzwoitym obżeraniu się specjałami przygotowanymi przez naszą gospodynię - Panią Małgosię. Pochłanialiśmy kartacze, babki ziemniaczane, pachnący pyszny smalec, pieczony boczuś i oczywiście tytułowy kindżuk.
Kawał takiego najprawdziwszego kindżuka (ludzieeeeee - ale to jest doooooooobre) przywiózł Wolf, mieszkający pod Suwałkami. (Wolf jest Foto - Przyrodnikiem w każdym calu: zawodowo i z miłości. :)) Rozjaśnił też większości z nas, co to ten legendarny kindżuk i jak go przygotowywano.
Poniżej zebrane i przysłane przez Wolfa informacje i zdjęcia specjału (swoją drogą, to dzielny jest - gdybym ja miała robić te zdjęcia, mięso znalazłoby sie w poważnym niebezpieczeństwie i mogłoby nie dotrwać do końca sesji :DDDDD)
„Zrobiłem wywiad środowiskowy wśród tubylców, a nawet i tambylców. Co do nazwy - są stosowane zamiennie, w zależności od lokalizacji. Może być Kindżuk i Kińdziuk. Zapis to pewnie i tak jakaś transkrypcja z języka obcego, zapewne litewskiego, a i w brzmieniu słowo wydaje się być raczej również i nie litewskiego pochodzenia, być może przywędrowało z jakimiś inszymi ludami? Możliwe ze z Tatarami, bo trochę się tu i po okolicy, wieki temu, szwendali ;-).
A co do przepisu - mam informacje z 2 wiarygodnych zródeł.
Najpierw uwaga wstępna. Pono jakiś spec od kuchni z telewizornego programu twierdził, że kindżuki robi się z wołowiny, a ze świniny to profanacja. Koleżanka z pracy, której babcia kindżuki robiła, mówi że jak żyje, nie pamięta żadnego kindżuka z wołowiny, bo od dawien dawna w regionie jadało się świnie, a nie krowy - krowy były mlekodajne żywicielki i raczej nie traktowano ich jako źródła mięsa. Może prędzej z cielęciny, ale to raczej rzadkość.
Uwaga druga - przyrównywanie kindżuka do salcesonu jest obrazą Majestatu Kindżuka, i każdy kto tak go porówna, powinien zostać wychłostany! Salceson robiło się z odpadków, a do wyrobu kindziuka zawsze używało się najlepszego mięsa!!!
I teraz przepis - do wymytego świńskiego żołądka upychało się grubo posiekane kawałki mięsa, chudego i tłustego, kawałki słoniny. Należało to bardzo ściśle ubić w środku, zasypując dużą ilością aromatycznych ziół i mocno soląc. Po zapakowaniu całości kindżuki poddawano specyficznej obróbce: ni to suszenia, ni to wędzenia w zimnym dymie. W zależności od lokalnych tradycji kindżuki były wieszane pod powalą, w miejscach gdzie gromadził sie dym, lub też z boku szybu kominowego było zrobione coś w rodzaju szafki, polaczonej z kominem tak żeby dostawało się tam ciepło i trochę dymu. Proces byl długotrwały, wędzenie mogło trwać kilka dni. Jeśli źle była dobrana temperatura i ilość dymu zdażało się, że w kindżukach pojawiały się larwy much... Dlatego też ten fragment wytwarzania kindżuka wymagał doświadczenia w dobraniu odpowiednich warunków termiczno-dymowych. W podobny sposób wędzono tutaj też sery, często razem z kindżukami.”
Wolf-5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz