Wiecie co to szabelek?
Eeeeeeeeeee - chyba niewiele osób (spoza Wielkopolski) wie, że to ................ fasolka szparagowa :DDDDDDDDDDDDDDDD
My lubimy szabelek szaleńczo. Na przykład taki „po polsku" czyli z tarta bułeczką: pachnącą i chrupiącą. Albo taki młodziusieńki - w zupie jarzynowej. Albo..........
Albo zapiekany. Ale nie pod beszamelem, choć i taki jest pyszny, tylko pod serem.
W celu spożycia fasolki należy udać się na targ lub w inne miejsce, gdzie wspomniana bywa obiektem handlu detalicznego i nabyć ją w ilości niemal hurtowej (w przypadku rodziny autorki niniejszego bloga oznacza to jakieś trzy kilogramy - czyli potężna siata). Przynieść do domu i z pełnym poświęceniem, nie zważając na zniszczony manicure i ściskającą człowieka za gardło wściekłość (wywołaną bezradnością na widok upiornie wielkiej góry warzywa) obcinamy końcówki.
Gotujemy jak zwykle. U mnie jak zwykle oznacza tyle, że dodaję do gotowania kurkumy, oleju, imbiru itd.
W czasie kiedy fasolka osiąga pożądany przez nas stan jadalności ( nie może być za miękka, bo po wyjęciu z piekarnika rozleci się) mieszamy kawałek miękkiego masła z czosnkiem.
Wyjmujemy fasolkę z wrzątku, umieszczamy ją w brytfannie albo innym żaroodpornym naczyniu i obficie okładamy serem: jakim kto lubi - mozarellą albo jakimś dobrym żółtym - wolna wola, a na sam wierzch, w wilu miejscach rozkładamy nasze czosnkowe masło. I zapiekamy.
Poddajemy rodzinę odpowiednio długim torturom węchowym, a potem empirycznie sprawdzamy jak pyszny potrafi być najzwyklejszy w świecie.......... szabelek :DDDDDDDDDDDD
Prościzna, a jaki pyszny :DDDDDDDDDDDDD
Gotujemy jak zwykle. U mnie jak zwykle oznacza tyle, że dodaję do gotowania kurkumy, oleju, imbiru itd.
W czasie kiedy fasolka osiąga pożądany przez nas stan jadalności ( nie może być za miękka, bo po wyjęciu z piekarnika rozleci się) mieszamy kawałek miękkiego masła z czosnkiem.
Wyjmujemy fasolkę z wrzątku, umieszczamy ją w brytfannie albo innym żaroodpornym naczyniu i obficie okładamy serem: jakim kto lubi - mozarellą albo jakimś dobrym żółtym - wolna wola, a na sam wierzch, w wilu miejscach rozkładamy nasze czosnkowe masło. I zapiekamy.
Poddajemy rodzinę odpowiednio długim torturom węchowym, a potem empirycznie sprawdzamy jak pyszny potrafi być najzwyklejszy w świecie.......... szabelek :DDDDDDDDDDDD
Prościzna, a jaki pyszny :DDDDDDDDDDDDD
ja wiem dobrze co to szabelek :DDD
OdpowiedzUsuńmniam!!
ps. a foto gdzie? ;) nooo, Kasiaaaa...
proszę. bez obrazka to jakaś taka niepełna notka ;)
Będzie - dziś było za późno - jak zrobiłam, to już było ciemno - zeżarli i poszli spać, a mnie zostawili gary po fasolce do mycia:DDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńnocy środek minął właśnie, przychodzę, czytam i JESTEM GŁODNA natychmiast!!!!! no takiego szabelka to jeszcze nie jadłam (a luuuubię fasolkę szabelkową ogromnie)... i gdzie ja teraz po nocy trzy kilo szabelka dostanę, hę?
OdpowiedzUsuńmniam, ależ to musi być pyszzzzzne ;))
niewdzięcznicy!
OdpowiedzUsuńchociaż gary mogli pomyć.
Taaak, obcinanie końcówek szabelka wkurza, ale... smak - choćby tylko takiego z masełkiem i tartą bułeczką - wynagradza wszystko! Lubimy.
OdpowiedzUsuńNo proszę!
OdpowiedzUsuńZrobię.
Kasia- nic prostszego - idz po szabelek teraz - obiad masz gotowy :DDDDDDDD
OdpowiedzUsuńAgata - gady wychowałam na włąsnej piersi :DDDDDDDDDDD
Ola - smacznego :DDDDDD
Dorota - daj znać jak smakowało :DDDDDDD
Uwielbiam fasolkę i katuję nią rodzinę bez przerwy. Teraz będę katować szabelkiem:-)
OdpowiedzUsuńZaliczone, właśnie zniknął z talerza. Lekko zmodyfikowany, do zapiekania dodałem cząstki pomidora bez gniazd nasiennych i prażone płatki migdałowe.
OdpowiedzUsuńMmmmmmmmmmmm - znakomity pomysł - muszę sprawdzić empirycznie :DDDDD
OdpowiedzUsuń