A dokładniej: gęsi pipki :DDDDDDDDDD
Spokojnie - w gęsich pipkach nie ma nic, absolutnie nic, nieprzyzwoitego :DDDDDDDDDDDDD
Pipek, to ..... żołądek :D W oryginale: gęsi. W mojej wariacji zwykle indyczy, bo u nas gęsich nie uświadczysz :DDDDDDDDD
Gęsie pipki, to potrawa żydowska (mój Dziadek uwielbiał jeść i często prosił Babcię o przygotowanie tej czy innej potrawy kuchni żydowskiej - uwielbiał rybę po żydowsku i bez niej nie było Wigilii), a sprowokowana zostałam lekturą bloga Oli. Nie robię wprawdzie, już od dawna czulentu, bo moja Rodzina nie cierpi pęczaku, ale nie mogę przecież rezygnować ze wszystkiego co lubię :DDDDDDD
Żeby zrobić pipki należy udać się do sklepu w celu nabycia tychże. Nie należy wszakże żądać od Pań Ekspedientek pipek, bo można zaliczyć usunięcie naszej osoby z punktu handlowego :DDDDDDDD Nabywamy kilo świeżutkich indyczych żołądków, a do kompletu kupujemy kilogram pachnącej, złotej cebuli, oraz potężny łeb czosnku. Potrzebne będą też: miód, ostre przyprawy - głównie imbir i pieprz cajeński, oraz majeranek lub tymianek. Jeśli stan zapasów kuchenych nie opiewa powyższych - należy nabyć.
W domu zakładamy fartuch, uzbrajamy się w ostry nóż i przystępujemy do dzieła dzieląc nasze żoładeczki na dwie połówki, bo zwykle są sprzedawane w postaci takich "skrzydełek". Cebulę kroimy byle jak, czosnek możemy sobie nawet zostawić w łupach, jak nam się go nie chce obierać.
Teraz rozgrzewamy w ciężkim rondlu (ja to robię w brytfance albo w żeliwnym woku) olej. W zasadzie powinien być smalec, a nawet gęsi smalec, ale jego smak jest tak bardzo charakterystyczny, że wiele osób odmówi spożycia potrawy. Na silnie rozgrzany tłuszcz wrzucamy żoładki i rumienimy je - powinny się ściąć. Teraz wrzucamy cały kilogram cebuli i rumienimy ją razem z żołądkami, a potem dorzucamy czosnek. Lubię zostawić na nim łupy: w nich jest najwięcej zapachu. Zalewamy wszystko niewielką ilością zimnej wody i solimy. Przykrywamy i dusimy długo. Bardzo długo, bo wszelkie wątpia są uparte i tylko długotrwałym szantażem termicznym jesteśmy w stanie zmusić je do zmięknięcia :DDDDDD
Po około 3 godzinach, zaglądamy do naszych pipków. Wyławiamy je z gęstego, szarobrązowego i pachnącego sosu i kroimy w mniejsze kawałeczki i wkładamy je tam na powrót. Dodajemy ciut soku z cytryny, a potem, opcjonalnie, tymianek lub majeranek. Oryginalnie jest majeranek - duuuuuuuuużo, ale ja wolę tymianek. Wkładamy pól łyżeczki miodu i masę czarnego pieprzu (lub cajeńskiego) oraz trochę imbiru. Dusimy jeszcze przez moment, a potem uzbrojeni w garnek kaszy lub ziemniaczków, kiszone ogóreczki albo inne warzywo, spożywamy nasze, długo wyczekiwane pipki, z dziką rozkoszą :DDDDD
Smacznego :DDDDDDDD
Piotrek nie przepada za potrawami kuchni żydowskiej, a to on gotuje, więc... albo będę skomleć, przymilać się i przekonywać, albo... gęsie pipki zrobię sama. A co! Mam dwie lewe ręce, ale chcieć to móc! Tak wszystko pięknie, prosto i - jak zwykle z humorem opisałaś, że muszę, po prostu muszę. W weekend? Trzymaj mnie za słowo.
OdpowiedzUsuńDzięki Kasieńko! Pozdrawiam.
Wykonanie własnoręczne takiego gulaszu nie nastręcza najmniejszych trudności - serio - trzeba tylko uważać przy soleniu - bardzo łatwo przesadzić, bo potrawa jest słodkawa :)
OdpowiedzUsuńznowu brakuje mi jednego: obrazka ;)
OdpowiedzUsuńKasia, zrobiłam:) wczoraj/dzisiaj. Zeszło mi do 1:00, a to i tak tylko dzięki garowi Piotra, który gotuje bodaj pod ciśnieniem, czy coś... wiesz, z efektami dźwiękowymi jakby zaraz miało go rozerwać:) Była próba miękkości mięska (żołądki kurze), zanim jeszcze doszły przyprawy. Degustacja dzisiaj. Piotrek powiedział, że tego nie tknie. W najgorszym razie pójdzie zdjęcie na bloga:) Acha, zaprosiliśmy na kolację kolegę:):):):)
OdpowiedzUsuńKobieto, co Ty ze mną robisz!;) Zagnałaś mnie do kuchni, przekonałaś (no, prawie) do jedzenia podrobów i komentarze pod postami piszę coraz dłuższe...
OdpowiedzUsuń:):):):):):):):):)
Agatka - poprawię się :DDDDDDDD
OdpowiedzUsuńOla - gary pod ciśnieniem znam - kiedyś opowiem jak w takim gotowałam moje pierwsze w życiu kopytka :DDDDDD
Napisz jak wyszedł test na koledze :DDDDDDDD I czy sama byłaś w stanie ruszyć podroba :DDDDDDD, bo wiem z doświadczenia, że żeby je jeść trzeba je naprawdę lubić :DDDDDDDD Piotrkowi życzę odwagi cywilnej w spożywaniu potraw żoninych, a Tobie udanej kolacji :DDDDD
Kolacja udała się wybornie! Była mięciusieńka wołowina w czerwonym winie i warzywach, z gotowanymi ziemniaczkami i sałatką z dwóch rodzajów ogórków. Espresso, herbatniki, winogrona, porto... a potem na stół raz jeszcze wróciły duże talerze z... pipkami. Zjadłam je ja - mooooocno zagryzając ziemniakiem i resztą sałatki, oraz nasz gość, któremu naprawdę smakowały. Po prostu lubi i jada podroby. Gdy żołądki zniknęły w żołądkach;) Piotr, który w degustacji j.w. nie brał udziału, zatarł ręce i powiedział: "Dobra, to ja sobie wezmę jeszcze wołowinki":):):) Pozdrawiam weekendowo.
OdpowiedzUsuń:DDDDDDDDDDDDDDDDDDD Czyli jednak podroby trzeba lubić :DDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńPrzyszłam tu od Oli, przepis na gęsie pipki rzeczywiście podany z dużą dawką humoru, co bardzo cenię i lubię. Jestem z tych, którzy lubią podroby, ale tylko degustowac.W mojej kuchni dominują dania z warzyw - mąż jest wegetarianinem, więc dostosowałam kuchnię.Dla mnie, nazwa- gęsie pipki, brzmi dowcipnie. Pozdrawiam z Italii.Bożena
OdpowiedzUsuńWitaj BB :D
OdpowiedzUsuńDzieczyny, kocham was!!!!!!
OdpowiedzUsuńMoi nie tkną w domu pipek, ale może da się to zamrozić? Zrobiłabym... Ech!
A czulent to tylko doda Malka umiała...
Ela, która trafiła tu dzięki Bobe Majse
Elu - zrób - po prostu podziel te proporcje na 2 i cześć - pipki mogą sobie postać w lodówie, a zamrożone też nic nie tracą :D Serio - sprawdziłam, bo musiałam :DDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńA o czulencie pomyślę - ok? :D
Wczoraj trafiłam do Ciebie dzięki Oli ... właśnie dosypałam do żołądeczków cebulkę ... dzisiaj wpadłam zobaczyć jakie przyprawy za 3h mam dodać ... dziękuję za przepis.
OdpowiedzUsuńWłaśnie odpisałam przepis na ciasto jogurtowe ... idę po śliwki (już Cię wpakowałam między smaczne blogi:))
Pozdrawiam
Danka
Damurku - witaj - jesteś niezwykła :DDDDDDDD
OdpowiedzUsuńDuszą się! Kupiłam dzisiaj kilo indyczych pipków (pipek?) i duszę je właśnie w żeliwnym garnku.
OdpowiedzUsuńI często mieszam - głównie, żeby oblizać łyzkę...
Mniam
Ela (kowela@wp.pl), żeby nie była całkiem anonimowa
No to mam nareszcie potrawę dla gości co sama się robi a nazwę ma pikantną gęsie pipki, super brzmi i pewnie smakuje napiszę po przygotowaniu i podaniu na kolacji.
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne Kobiety,
Na zrazie
Jadwigo, Elu, Danko - i jak się udało? Mam nadzieje, że jednak podroby dadzą się lubić :DDDDDD
OdpowiedzUsuńA ile potraw można z podrobów .... .
OdpowiedzUsuńPewno, że podroby dadzą się lubić:)
Gęsich żołądków u nas niestety nie ma za to są indycze ale o ironio, jak chciałam je kupić to akurat nigdzie ich nie było więc musiałam kupić kurze ... potrawa smaczna ... myślę, że częściej zagości na moim stole.
Pozdrawiam:)
Danka
Fantastycznie :DDDDD
OdpowiedzUsuńZrobiła, zeżarłam mnóstwo. Na drugi dzień zaprosiłam siostrę. Też jej smakowały! I wzięła w słoiku na wynos! No i nie mam co mrozić, bo dzisiaj zjadłam resztę...
OdpowiedzUsuń;)
Ela
Nie mogłam oprzeć się pokusie i także przygotowałam pipki. Potrawa całkowicie mi obca. Ale wyjątkowo smaczna. Nie podałam z ziemniakami, ani z kaszą, a z knedlami czeskimi. To był strzał w dziesiątkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
http://niecodzienny-nieco-dziennik.blogspot.com/2012/10/pipki.html